Opowiadanie (a może początek powieści?) Wiktorii Frączek

   Otwierają się drzwi

 

Nazywam się Lee Thompkins. Mam 13 lat i w tym roku zapisałam się na wymianę szkolną.

Trafiłam na ogłoszenie, w którym brała udział szkoła ze Stanów Zjednoczonych (na co dzień mieszkam w Kandzie). W ogłoszeniu przeczytałam, że wymiana trwa – niestety -  tylko 2 miesiące ,ale na pewno będę bardzo dobrze ją wspominać,  głównie dzięki wspaniałym ludziom, których na niej poznam. Przekonało mnie to, ale zacznijmy od początku.

  Na wymianę zgłosiłam się w kwietniu, a już dwa tygodnie przed końcem wakacji dostałam informację, jacy ludzie konkretnie mnie przyjmą pod swój dach oraz kto przyjedzie do mojego domu. Nie bałam się obcych ludzi, na pewno szkoła organizująca wymianę sprawdziła ich, skoro pojawiła się od nich propozycja przyjęcia obcego dziecka. Moja starsza siostra brała udział w takiej wymianie i to właśnie ona zachęciła mnie do podjęcia tej decyzji. Co prawda jej wymiana wyglądała całkiem inaczej. Wyjechała do Włoch na znacznie krótszy okres niż ja. Miałam w tedy tylko sześć lat i pamiętam, że zawsze chcąc bawić się z Elonorą (bo tak ma na imię) frustrowało mnie to, że nie rozumie, co do niej mówię.  Moja siostra zaś rozmawiała z nią po angielsku, lecz nie zawsze to wystarczało i wtedy posiłkowała się tłumaczem, który okazywał się niezawodny. Mnie nie powinien dotknąć taki problem, ponieważ w Stanach i w Kandzie obowiązuje ten sam język. Różnica jeszcze polegała na tym, że moja siostra pojechała do domu Eleonory, a Eleonora przyjechała do nas. W moim przypadku, nie jechałam do domu chłopaka, który miał przyjechać do mnie, ale do całkiem innego. Mama wytłumaczyła mi, że rodzice chłopca utrzymują go, wysyłając mu pieniądze i na odwrót. Było to związane z tym, że chłopiec mieszkał pół godziny drogi od szkoły, a bardzo szybko pojawiła się rodzina, która była chętna mnie przyjąć oraz spełniała wszystkie wymogi. Z resztą nie było tak tylko w moim przypadku. Dziewczyna z sąsiedztwa także miała zamieszkać u całkiem innej rodziny niż rodzina dziewczynki, która miała zamieszkać u niej w domu.

   Dnia 10 września doszło do długo wyczekiwanego przeze mnie wyjazdu! Podróż minęła bezproblemowo.

Trafiłam do bardzo miłej rodziny. Obawiałam się, że córka opisana w emailu, który od nich dostałam, będzie ode mnie starsza, ale na szczęście była w moim wieku i nawet miałyśmy chodzić do tej samej klasy.

-Część! Jestem Carly - przywitała się ze mną radośnie.

-Lee. Miło cię poznać - podałam jej rękę, którą natychmiast uścisnęła.

-Dzisiaj po obiedzie oprowadzę cię po okolicy, a jutro pokarzę ci szkołę - mówiła do mnie podekscytowanym głosem, prowadząc mnie do jej pokoju.

 Rodzice Carly również okazali się bardzo mili i jestem pewna, że lepiej trafić nie mogłam. Jak Carly obiecała, po obiedzie (który swoją drogą był przepyszny) poszłyśmy zwiedzać okolicę. Pokazała mi, gdzie są najbliższe sklepy. Pokazała mi też szkołę, która na szczęście nie była daleko od jej domu. Wracając z powrotem, zapewniła mnie też, że na pewno znajdę tu wiele przyjaciół. Wieczorem Carly przekazała mi podręczniki. Okazało się, że materiał, który przerabia teraz w szkole, nie różni się tak bardzo od tego, który omawiałam w moim kraju. Przed pójściem spać rozpakowałam się.

Następnego dnia Carly zwaliła mnie z łóżka o równej szóstej.

-Wstawaj, wstawaj!  Musimy dzisiaj iść wcześniej do szkoły!- Nachyliła się nade mną z dzikim uśmiechem. Oddałabym wtedy wszystko, by tylko nie wstawać tak wcześnie, ale Carly zapewniała mnie, że jest to niezbędne, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju zajmując łazienkę, co oznaczało, że dyskusja zakończyła się. Spakowałam potrzebne książki do plecaka i wybrałam stój. Wielkim plusem było to, że Carly, w przeciwieństwie do mojej siostry, nie siedziała w łazience niewiadomo ile, co przyczyniło się do tego, że już dwadzieścia minut później stałyśmy przed gmachem szkoły.

Budynek był bardzo duży, kremowy i przyjazny. Carly chciała energicznie otworzyć przede mną drzwi, lecz okazało się, że są zamknięte. Popatrzyłam się na nią krzywym wzrokiem i usiadłam na ławce. Carly niezniechęcona usiadła koło mnie i poczęstowała czekoladą.

- A pomyśleć, że mogłyśmy sobie teraz smacznie spać - zaśmiała się.

-Tak...- ziewnęłam przeciągając się.

 Po piętnastu minutach zjawił się woźny, który otworzył nam szkołę. Zwiedzanie nie zajęło nam dużo czasu. Plan pomieszczeń był zawieszony na co drugiej ścianie, ale nie chciałam wytrącać Carly z rytmu przewodnika. Po ukończeniu wycieczki po korytarzach usiadłyśmy razem w sali biologicznej.

-Jak podoba ci się szkoła?- zapytała zadowolona.

-Podoba mi się. Jest o wiele przyjemniejsza niż moja. Tylko szkoda, że do pierwszej lekcji mamy jeszcze ponad pół godziny, które spędzimy w sali od biolki.

- Myślisz, że sala od biologii nie jest ciekawa?- zapytała z przenikliwym uśmieszkiem. - Gdybyś wiedziała, co tu się czasem dzieje!

-Bardzo śmieszne! - Usłyszałyśmy trzeci głos.

Jak na rozkaz wbiłyśmy wzrok w drzwi. Stał w nich średniego wzrostu chłopak z krzywym uśmiechem na twarzy.

-Derek! Choć musisz poznać naszą nową koleżankę! – Zawołała, kładąc ręce na moich ramionach i potrząsając mną energicznie, jakbym była grzechotką. Podszedł do mnie trochę zdziwiony i podał mi rękę.

-Hej. Jestem Derek Fallon i chodzę z Carly do klasy - przedstawił się.

-Lee Thompkins, też będę chodzić z wami do klasy przez najbliższe dwa miesiące. Chłopak popatrzył na Carly.

- Zapomniałeś! Nie do wiary Derek! -zaśmiała się, równocześnie karcąc go wzrokiem.

-Dobra, dobra! - machnął ręką, zmieniając temat.- Idziemy się przejść? Co będziemy tu siedzieć!

-Masz rację- poparła go Carly wstając. - Idziemy się przejść?- zapytała się mnie.

-Jasne, czemu nie?- Wstałam, biorąc ze sobą plecak.

Wyszliśmy na korytarz, na którym dalej nikogo nie było. Derek otworzył swoją szafkę wyjmując z niej deskorolkę.

-Dlaczego trzymasz ją w szafce?- zapytałam zdziwiona, a on zastanowił się przez chwilę. Odpowiedzą było szybkie wzruszenie ramion. Zaśmiałam się i poszłyśmy dalej za Derekiem. Czułam, że naprawdę mógłby być super przyjacielem. Żałowałam w głębi duszy, że nie mogę tu zostać na dłużej.

Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy w stronę sklepu. Po drodze spotkaliśmy Mtta, który bez wahania przyłączył się do nas. Po dotarciu na miejsce wszyscy robili drobne zakupy, po których udaliśmy się do parku niedaleko szkoły, w którym - nawiasem mówiąc - byłyśmy poprzedniego dnia. Po skonsumowaniu jakże wykwintnych dań składających się głównie z przekąsek i słodyczy wróciliśmy do szkoły. Wyjątkowo lekcje zostały skrócone i wyszliśmy pełni euforii.

-Powinniśmy uczcić dwie rzeczy!- krzyknął Derek.

-Co dokładnie kapitanie?- zapytał Mat.

-Co wy na to, żeby zrobić małą imprezkę z okazji przyjazdu Lee i tak udanego dnia?- zaproponował Derek, a ja zaczerwieniłam się po uszy.

-To genialny pomysł! - zawołała Carly.- No to może u mnie?

-Nie. Nie będziemy przeszkadzać twojej mamie. Ja mam wolną chatę -wtrącił się Umberto, którego miałam okazję poznać najpóźniej.  Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to dobry pomysł i postanowiliśmy się przespacerować, oczywiście wcześniej informując mamę Carly, by się o nas nie martwiła.

   Impreza u Umberto okazała się strzałem w dziesiątkę, dopóki Derek nie wypuścił kapucynki Umberto. Byłam zafascynowana patrząc jak małpka pomaga niepełnosprawnemu chłopcu. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę, że kapucynki potrzebują czasu, by zaaklimatyzować się z nowym człowiekiem, więc małpka zaczęła od razu płatać mi figle. Najpierw wylała na mnie sok porzeczkowy, a potem zaczęła poniewierać moje zadanie domowe z matematyki. Ale to nie było wszystko.

Umberto i Derek zachęcali nas od początku do wspólnego rysowania i gdy tylko Matt znudził się ciągłym przegrywaniem w najróżniejsze gry, przystąpiliśmy do rysowania. W sekundzie na kuchennym stole pojawiły się najróżniejsze markery, od ilości których zakręciło aż mi się w głowie. Lubiłam rysować i byłam zdania, że całkiem dobrze mi to idzie, ale takiej ilości przyrządów nie widziałam przez całe moje życie. Po paru minutach siedzący obok mnie Derek skończył swój pierwszy rysunek i wyciął go, po czym odłożył nożyczki w rogu stołu. Nikt nie zauważył, kiedy małpka zwędziła je i zaszła mnie od tyłu obcinając mi długie pasma włosów. Śmiejąca się wtedy Carly z żartów chłopaków, zauważyła małpkę z nożyczkami w małych przebiegłych rączkach i pasma rudych włosów na dywanie. Zamilkła z przerażoną miną. Wszyscy wbili w nią wzrok, a następnie w małpkę z nożyczkami w ręce. Początkowo myślałam, że strach Carly wynikał z samego faktu, iż małpka trzymała ostre nożyczki, więc obróciłam się i wyrwałam je z jej rąk. Brak moich włosów zauważyli też inni. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jako ostatnia połączyłam fakty i zauważyłam, że ubyło mi kilka kosmyków.

   Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie byłam aż tak zachwycona moimi długimi włosami, więc bez żalu z pomocą koleżanki wyrównałam je w łazience. Włosy śmiesznie pokręciły się i patrząc w lustro, mogę nawet przyznać, że podobają mi się one bardziej niż wcześniej. Kto by pomyślał, że pierwsza przygoda spotka mnie już pierwszego dnia w nowej szkole!

 

NA GÓRĘ