Wypracowanie Wiktorii

Zapewne znacie "Małego Księcia" - opowieść A. de Saint -Exupery. Jak potoczyły się dalsze losy tytułowego bohatera? Wiktoria z klasy VII miała niebanalny pomysł. Przeczytajcie, może to opowiadanie stanie się inspiracją dla innych.

„Niespodziewany gość”

   Obudziłem się. Strasznie bolała mnie głowa i miałem mroczki przed oczami. Nie czułem się na tyle dobrze, by wstać. Mógłbym się przewrócić. Zostałem, więc w pozycji leżącej i czekałem, aż przestanie kręcić mi się w głowie.

Byłem w domu. Swoim ukochanym domu.

Gdy po chwili poczułem się lepiej, wstałem powoli, dalej zachwycając się niebem, które oglądałem przez ostatnie trzydzieści minut. Prawie zapomniałem, jak to bardzo kochałem. Byłem tak szczęśliwy!

ZACHÓD SŁOŃCA ZA GODZINĘ.

   Nagle usłyszałem tajemnicze dźwięki. Stanąłem na równe nogi jak rażony piorunem. Po wsłuchaniu się zrozumiałem, że jest to śpiew, do tego wyjątkowo śliczny śpiew. Jednak jednego byłem pewien - i to wywołało u mnie złe przeczucia- zdecydowanie nie był to głos mojej Róży.

   „Co robić?!” – wpadłem w panikę. Muszę coś szybko zrobić. Bez zbędnego zastanawiania się chwyciłem łopatę, którą przeczyszczałem wulkany, wziąłem głęboki oddech i ruszyłem na przeciwnika. Na mojej planecie wyrósł jeden baobab. Nie był na tyle wielki, by rozsadzać planetę, ale byłem pewien, że będzie to kwestia czasu, gdy moja planeta zamieni się w okruszki. Mimo tego, że mogłem stracić dom w najbliższych dniach, baobab przydał się, robiąc za punkt widokowy, z którego mogłem dostrzec całą planetę.

Jak? Nie musiałem długo rozmyślać i od razu wdrapałem się na czubek drzewa. Było to okropnie męczące, a dodatkowo przez przypadek, albo przez moją płytką wiedzę o wspinaczce po baobabach, boleśnie otarłem łokieć na potężnej już gałęzi drzewa. Gdy byłem już na samym czubku, mogłem dokładnie obserwować wszystkie gwiazdy, a nawet dostrzec planetę Króla. Cudownie byłoby znów ich odwiedzić! Szybko skarciłem się w myślach i wróciłem do szukania wzrokiem intruza albo intruzów. Nie miałem pojęcia, czy nie ma ich tu więcej i czy nie skrzywdzili już mojej Róży.

 Jak na złość na mojej planecie pojawiła się mgła. Biała jak mleko, pozbawiona lekkości, jakie miały mgły na Ziemi. Była tak gęsta, że nawet nie widziałem drugiego końca planety. Przez tyle lat ile mieszkałem na mojej asteroidzie mgła pojawiała się tylko dwa lub trzy razy. Chciało mi się płakać i krzyczeć. Co mam począć?! Po chwili stwierdziłem, że muszę coś zrobić. Z tyłu głowy miałem jeszcze kolejny problem – baobaby rosną w zastraszającym tempie. Muszę natychmiast zabrać stąd Różę i ewakuować się tak szybko, jak to tylko możliwe.

ZACHÓD SŁOŃCA ZA CZTERDZIEŚCI PIĘC MINUT.

   Zszedłem z drzewa, prawie z niego spadając – na szczęście w jednym kawałku- i mogłem szukać dalej intruza.

Nagle zmroziło mnie. Nogi ugięły mi się, czułem jakby były z waty. Znów usłyszałem ciche nucenie. Zdenerwowałem się. Frustracja sięgnęła zenitu, ,,nie na mojej posesji!” krzyknąłem w duchu i jak samuraj ze swoją kata - znaczy łopatą, pobiegłem w stronę dźwięków. Ku mojemu zdziwieniu napastnik był jeden i był szczupłą dziewczyną, średniego wzrostu o niesamowitych oczach. Jej włosy czarne jak noc były związane w kitkę ozdobione fikuśną białą kokardką. Była ubrana w szarą sukienkę (kiedyś była biała) z czarnymi dodatkami,  ale uroku dodawał całej stylizacji kołnierzyk, który zachował się idealnie, lecz przykrywał go czerwony, długi i miękki szal. Nie miała butów. Może je zdjęła wcześniej, ale na nogach dostrzegłem białe grube skarpetki. Klęczała przy Róży i podlewała ją oraz poprawiała jej krwistoczerwone płatki.

Po chwili wyczuły, że nie są same. Obróciły się obie i przywitały mnie uśmiechem.

- Wróciłeś! Wiedziałam, że wrócisz!- wykrzyknęła szczęśliwa Róża.

- T-tak wróciłem, ale kto to?- zapytałem otępiałym głosem.

-To nasza koleżanka Anabell.

-Witaj, Mały Książę! Róża tak dużo mi o tobie dobrego opowiadała. Jesteś wspaniałym człowiekiem. Niestety, muszę cię przeprosić, nie dopilnowałam tych małych sadzonek. Nie miałam pojęcia, co to właściwie jest. Wtedy Róża wytłumaczyła mi, że to szkodliwe baobaby… nie znam się na drzewach, było już za późno. Kocham kwiaty. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tu jestem…

- Zgubiłaś się?- zapytałem.

-Tak i nie. Wybrałam się na wycieczkę, która może troszkę wymknęła mi się spod kontroli. Pewnego dnia postanowiłam opuścić moją okropną planetę, która nie dość, że była mniejsza niż pokój przeciętnego dziecka, to do tego było na niej bez przerwy ciemno. Na całej planecie nie było nic poza jedną, jedyną, samotną książką. Zrobiło mi się żal tej książki. Leżała tam pewnie bardzo długo i nikt jej nie czytał. Postanowiłam, że chociaż niech ona na tej planecie będzie wesoła. Byłam tam tak bardzo samotna, że traktowałam ją jak największy skarb, jak przyjaciela. Kiedy było mi smutno, otwierałam ją na losowo wybranej stronie i ją czytałam.

Tak często po nią sięgałam, że znałam ją na pamięć. Opowiadała ona o kwiatach i dziewczynie, która się z nimi zaprzyjaźniła. Tak pokochałam kwiaty, ale nigdy żaden nie wyrósł na mojej planecie. Więc postanowiłam zbadać, czy na innych planetach nie znajdę jakiegoś nasionka kwitnącej rośliny.

Ale w połowie drogi uświadomiłam sobie, że na mojej planecie nie ma światła słonecznego, więc kwiat się nie rozwinie… Byłam daleko od mojej planety, więc nie opłaciło mi się wracać. Szłam dalej, przed siebie. Minęłam wielką planetę z tajemniczymi drzewami. Pomyślałam, że chciałabym kiedyś na niej zamieszkać, ale nie sama. Tak cel mojej podróży zmienił się. Od tej pory celem było znalezienie przyjaciela. I natrafiłam na tę planetę. Znalazłam tu Różę, chciałam koniecznie z nią zamieszkać, ale ona uparła się, że musi na kogoś poczekać. I jesteś.

-Zaraz, zaraz. Jaką planetę minęłaś?- zapytałem jak wyrwany z transu.

-Była wielka. Miała piękne drzewa, taki mały las, bardzo klimatyczny i uroczy.

-Chyba będziemy zmuszeni tam się przenieść.

ZACHÓD SŁOŃCA ZA 10 MINUT.

   Wytłumaczyłem naszej nowej przyjaciółce problem. Wykazała się wielką znajomością roślin. Przesadziła Różę do konewki, do której wcześniej nasypała ziemi. Nie miałem innego naczynia, więc sama zaproponowała, że przesadzi ją do konewki. To było bardzo mądre posunięcie.

Nagle poczuliśmy pękanie pod naszymi stopami.  Okazało się, że planeta, o której mówiła Anabell, była bardzo niedaleko. Nawet było widać z niej moją asteroidę. Musieliśmy opuścić planetę B-612 i przenieść się szybko na asteroidę M-11.

Była ogromna! Ale nie mieliśmy czasu na oglądanie i zwiedzanie. Ptaki, które pomogły nam się przedostać na M-11 odleciały przestraszone głośnymi pęknięciami, które dochodziły ze środka asteroidy B-612. Niebo ciemniało. Słońce nieodwołalnie zmierzało, by udać się w głęboki sen. Czyżby miało zamienić się rolą z księżycem?

Dobiegało końca istnienie asteroidy B-612. Było to najsmutniejsze przeżycie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem w moim, krótkim życiu. Nastąpił nagły błysk i ogromny huk. Asteroida rozleciała się na setki kawałków. Na tle zachodzącego słońca wyglądało to niesamowicie, lecz jakże mi okropnie było smutno.

   Od tego wydarzenia minął miesiąc. Zadomowiliśmy się już na nowej planecie. Jest tu tak niesamowicie dużo miejsca! Wspólnymi siłami zbudowaliśmy domek. Pomagał nam Latarnik, ponieważ jest niewiarygodnie wysoki. Bardzo nas wspierał, a w podziękowaniu podarowałem mu żarówkę. Nie musiałem mu nic tłumaczyć, inteligentny Latarnik sam zorientował się, do czego służy to urządzenie i bardzo, bardzo się ucieszył. Obiecał, że teraz – gdy będzie miał więcej czasu –  częstej nas odwiedzi.

Anabell zajęła się roślinami i w przeciągu paru dni powstał obok naszego domku mały ogród botaniczny. Czego nie ma w tym ogrodzie! Znalazła też wyjątkowe miejsce dla Róży i dla jej nowego przyjaciela – Narcyza. Myślę, że pasują do siebie idealnie.

Obok naszego domku znajduje się także wcześniej wspomniany las. Jest tam niesamowicie przyjemnie i klimatycznie… Na polance zaraz obok lasu zbudowaliśmy małą altankę i miejsce na ognisko, a na drzewach obok zawiesiliśmy hamaki. Anabell opowiedziała mi o „wiszących łóżkach”, przeczytała o nich w książce.  Są ustawione specjalnie tak, byśmy oboje - leżąc na nich - mogli oglądać zachody słońca. Ona pokochała je równie mocno jak ja.

   Nie zapominajmy o naszym Baranku. Znalazł swoje miejsce w specjalnej zagrodzie. Musimy tylko poczekać, aż się oswoi i wyjdzie ze swojego pudełka, a kaganiec z pewnością nie będzie potrzebny. Ma w zagrodzie pełno pysznej trawy.

   W najbliższym czasie planujemy odwiedzić Ziemię. Także z Różą (bardzo polubiła podróże w doniczce). Na pewno odwiedzimy moich starych przyjaciół - Pilota i Lisa.

   Teraz muszę już kończyć. Zaraz mamy przygotowywać wspólną kolację, w przygotowaniu której bardzo lubię pomagać. To, co wspólnie przygotujemy, zawsze jest pyszne! Smaczne i ładne, więc pożyteczne. Lubię też nasze kolacje, ponieważ zawsze kończą się wspólnym podziwianiem zachodu słońca.

   Pamiętajcie, zawsze jest wyście z trudnej, zdawałoby się beznadziejnej sytuacji i możemy znaleźć coś, co znów będzie przynosić nam radość, będzie piękne i pożyteczne. Wystarczy tylko otworzyć serce na nowych ludzi i nowe miejsca.

Koniec.

NA GÓRĘ